RENAULT CLIO – ZASKAKUJE NIE TYLKO WYGLĄDEM.

80 tysięcy złotych. To i dużo i mało. Za podaną kwotę możemy kupić nie jedno auto popularnej w Polsce klasy kompakt. Szukając z uporem maniaka, może znajdziemy nawet jakiegoś przedstawiciela klasy średniej niższej. Z drugiej strony nie każdy potrzebuje taki duży samochód. Kwota 80 tysięcy złotych wystarczy też by kupić najnowszy model Renault Clio w najlepszej konfiguracji wyposażeniowej Intense. Miłym zaskoczeniem jest fakt, że pod maską nie pracuje turbodoładowana benzyna, a mocny i oszczędny diesel. Prawda, że kusząca propozycja? W zanadrzu mamy jeszcze rabat dealera czy okresową wyprzedaż rocznika. W tej sytuakcji już na wstępie wam powiem, warto!

Renault Clio nie trzeba przedstawiać. Każdy zna ten model. I generacja pokazana została w 1990 roku. Obecna IV generacja produkowana jest nieprzerwanie od 2012 roku. Za projekt odpowiedzialny jest Holender Laurens van den Acker, który swoje szlify w dziale projektowania zdobywał m.in. przy marce Bugatti. Projekt Clio określił trzema słowami: prosty, ciepły i zmysłowy. Patrząc na linie małego Renault ma się nieodparte wrażenie, że słowo „prosty” zdecydowanie tutaj nie pasuje. Wydaje się, że bryła nadwozia jest jakby ponadczasowa. Pomimo 4 lat obecności na rynku, nadal może się podobać. Słowo zmysłowy podobnie jak nazwa modelu nawiązuje również do muzy z mitologii greckiej o imieniu Klio. W przypadku nowego modelu nie wierzę, że jest to kwestia przypadku.

O ile o projekcie bryły Clio można mówić w samym superlatywach i nazywać je najlepszym modelem w prawie 20-letniej historii, to wnętrze jest już tylko cieniem tego fenomenu. Żałuje, że projektantowi nie starczyło sił i samozaparcia by za fajnym pomysłem na linie nadwozia poszedł w parze fajny środek. Wnętrza Clio nie można zestawić z nadwoziem na zasadzie kontrastu. Przecież fajne sportowe z zewnątrz auto dobrze wyglądało by z prostym środkiem. Wszystko podporządkowane kierowcy, dbałość o komfort jego podróży, a przy tym maksymalną przyjemność z jazdy. Nic z tego. Środek to przede wszystkim duże, aczkolwiek ładne koło kierownicy oraz ogromny ciepłokrystaliczny wyświetlacz. Pod nim znajdują się delikatne kratki wlotu powietrza i panel obługi jednostrefowej, automatycznej klimatyzacji klimatyzacji. Co zatem jest nie tak spytacie? Najwyraźniej projektant wnętrza zapomniał znaczenia słowa ergonomia. W przypadku obsługi Clio nic nie jest oczywiste. Koło kierownicy, które nie jest przeładowane przyciskami tylko z porozu jest dobrym rozwiązaniem. Radio i zestaw głośnomówiący sterowane są z joystica zlokalizowanego pod spodem z prawej strony kierownicy. Francuzkiej fanaberii jeszcze nie koniec. Przycisk startera i miejsce na kartę-klucz znajdziemy na konsoli centralnej, a właściwie w dolnej jej części. Nie jest to najlepsze rozwiązanie. Pierwszy kontakt z autem sprawił pewne trudności w poszukiwaniu magicznego przycisku, a w dodatku dźwignia zmiany biegów przeszkadza w swobodnym dostępie. Pomysłów jak utrudnić życie kierowcy w Clio jest pod dostatkiem. Pierwsze miejsce w rankingu najbardziej nieporęcznego rozmierzenia przycisków sterowania zajmuje tempomat z ogranicznikiem prędkości. Widziałem już różne rozwiązania dla tego elementu wyposażenia. Były przyciski na kierownicy (Mitsubishi L200), była manetka zintegrowana z kierunkowskazami (Skoda Octavia), a nawet dodatkowa menetka po lewej stronie kierownicy (Alfa Romeo Giulietta). A jak jest w Renault Clio? Nie zgadniecie. Nie macie na to szans. Przycisk włączający tempomat znajdziecie na tunelu środkowym, pomiędzy przednimi fotelami. A żeby było ciekawiej, ustawienie żądanej prędkości wykonamy z pozycji kierownicy. Po prostu fenomen. Pozostałe elementy wyposażenia już tak nie zaskakują. Z pozoru trudne w obsłudze radio-tablet okazuje się intuicyjne. Sparowanie telefonu, ustawienie nawigacji czy wybranie własnego źródła muzyki jest wręcz dziecinnie łatwe. Nawigacja (chociaż nie miała wgranej najnowszej mapy) skutecznie radziła sobie na trasie czy w mieście. Zestaw głośnomówiący nie tylko nie zniekształcał głosu, ale też bardzo sprawnie łączył się z zapamiętanym telefonem. Lekkim minusem określiłbym zestaw audio. Nie ze względu na złą jakość dźwięku, słabe basy, ale ze względu na wadliwy interface. Pomimo kilku prób, nie udało mi się odłuchać ulubionej muzyki z własnego pendriva.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *